Majówka to pojęcie, które z pewnością wszystkim kojarzy się z czymś pozytywnym i przyjemnym, a gdy tylko nastanie tych kilka dni wolnego od pracy, marzymy by złapać oddech od codziennych obowiązków, a piknik to jeden z mniej angażujących sposobów na miło spędzony czas. Pogoda była jeszcze zmienna, ale to nie przeszkodziło Vikli w majówkowych wyprawach poza miasto z dala od zgiełku ulicznego hałasu. Wypoczynek był raz aktywny, czasem nieco leniwy...ale zawsze przyjemny :)



Nie od dziś wiadomo, że majówka sprzyja piknikowaniu więc nie obyło się bez relaxu na świeżym powietrzu. Wyprawa w plener w doborowym towarzystwie, koc, hamak, pachnąca zielona trawa, ciepły wiosenny wiatr, ćwierkot ptaków, kilka pysznych przekąsek w postaci chrupiących bagietek z łososiem i jajkiem, czekoladowych muffinek, owoców, dobrego wina i piknikowa aranżacja gotowa. Prawda, że brzmi pysznie?



Wszystko to stanowi idealne otoczenie na wspaniały piknik. Tym razem było nieco inaczej...Swój pierwszy piknik Vikla spędziła na totalnym spontanie w otoczeniu dzikiej natury i z bodyguardem na czele – Xeonem, który pilnował, by oprócz niego, nikt nie zakosztował kiełbaski z ogniska ;)



Udany piknik to bowiem poza przyjemnością z wypoczynku pod gołym niebem okazja do zjedzenia czegoś dobrego. W naszym zacnym koszyku, który był w stanie pomieścić naprawdę sporo tych wszystkich przekąsek, znalazło się dosłownie: dwie kiełbasy, pudełko z kilkoma czekoladkami, wino, do którego zabrakło otwieracza i książka, na którą nie było czasu ;)



Chociaż kiełbaski były bez przypraw i chrupkiego chleba, wino nie zostało okiełznane, nawet słońce strzeliło focha i schowało się za chmurami- to wszysko nie popsułon Vikli humoru i był to jeden z najprzyjemniejszych pikników, bo była za to natura w swym najpiękniejszym wydaniu, szum rzeki, prawdziwe ognisko na patykach z pobliskiego lasku, pachnące kiełbaski oraz...



...nasz Xeon łakomczuch, który tylko wypatrywał nieuwagi Vikli, by powąchać, polizać i ukraść trochę nie poznanej wcześniej przez jego kupki smakowe kiełbaski ;)



Oj domagał się bardzo, jak tylko poczuł swym psim noskiem zapach przypieczonej skórki...



Każda kobieta, a Vikla w szczególności uwielbia zakupy, nawet gdy są to zakupy spożywcze, toteż na takowe zabrała ze sobą jeden z największych koszy, który jest bardzo pojemny, ale u nas wypełniony po brzegi i tak był za mały ;) Trzeba było zrobić odpowiednie zapasy, bo przecież sklepy były zamknięte aż jeden dzień, a wizja majówkowych pikników coraz bardziej się rozszerzała.https://www.vikla.pl/artykuly-z-wikliny/kosze-uzytkowe/zakupowe-i-torebki.html



Impreza na świeżym powietrzu, szczególnie w wiosennne popołudnie to idealny czas na organizację pikniku oraz spotkań z przyjaciółmi na świeżym powietrzu. A czym się różnił ten piknik od poprzedniego? Otóż, tym razem kosz wiklinowy aż uginał się od przekąsek i smakołyków, bo Vikla zadbała o odpowiednie dodatki, by wypoczynek był miłym i przyjemnym doznaniem dla wszystkich, bo nie ma nic lepszego niż obiad pod gołym niebem – to coś, co kocha każdy z nas :)



Po aktywnym grillowaniu i piknikowaniu przyszła pora na spalenie dodatkowych kalorii i najlepszym do tego miejscem był deptak w Szczyrku. Już na samym początku przywitał nas stworek – potworek zachęcający do zapoznania się z wizją nowego stoku, który ma być otwarty w czerwcu. Ale narty, snowboard i czerwiec? Hmmmm, Vikli na pewno tam nie zabraknie :) Co ją do niego przyciągnęło, to jej ulubiony, uniwersalny kosz holender, który sprawdzi się w wielu sytuacjach – jak widać na załączonym obrazku. Spacery spacerami, ale kalorie już dawno spalone więc i pyszny deser zjedzony.



A jedna z kawiarni oprócz słodkości zaserwowała Vikli piękny obrazek w postaci dekoracji: osłonek doniczkowych małych i dużych.



Nawet koszyczek na święconkę na chwilkę zamienił się w piękną osłonkę na doniczkę z kwiatami.



W trzeci dzień Vikla wybrała się do Energylandii. Adrenalina to jest to co Vikla lubi najbardziej. Niestety była w takim amoku i chęci powrotu do dzieciństwa, że na chwile zapomniała o wiklinie. Udało się uchwycić aż jedno zdjęcie – skrzynkę do losowania niespodzianek. A ostatni dzień tego długiego, wspaniałego weekendu Vikla spędziła na szczycie góry Czantorii, gdzie piękne widoki zachwycały w każdej minucie. W drodze powrotnej oczom ukazał się wiklinowy parasolik, w którym rodowici górale nie sprzedawali jednak parasolek, a regionalne ciupagi heeeeeeeeeeeeeeeeeeej! I tak oto weekend majowy dobiegł niestety końca. Vikla znowu zaczerpnęła ciekawych inspiracji z regionów i ma ochotę na więcej.



Ale najważniejsze i chyba wszyscy się z Viklą zgodzą, że najlepszą formą spędzania czasu w ciepłe dni jest wspólne spędzanie czasu ;)