Złapać oddech, usiąść na chwilę, zatrzymać się i spokojnie pomyśleć... Nawet tak proste czynności życia codziennego potrafią być skomplikowane, kiedy goni się za czasem, żeby zdążyć, żeby wszystko było w pracy zrobione na 100, żeby dom nie wyglądał jak po przejściu tornada. Niestety, nie jestem mistrzem organizacji sobie czasu w pracy, ale wciąż nad tym pracuję ;) Czasem mam nawet wrażenie, że ciągle przecież coś robię, ale jakoś brakuje czasu albo coś nie jest skończone. Chyba w końcu i mnie dopadł spadek formy, spadek motywacji. Mój organizm domagał się zwolnienia tempa. Potrzebowałam świeżego spojrzenia na to co robię. Za oknem sezon letni, to może czas na krótki wypoczynek? Kiedyś przecież trzeba naładować akumulatorki. Wybór padł na Turcję, która zdecydowanie jest rajem dla spragnionych turystów. Bogactwo zabytków, ciekawa historia, a także Wybrzeże Morza Egejskiego i Morza Śródziemnego – wszystko to sprawia, że można tam zarówno odpocząć, ale też rozkoszować się tamtejszą kulturą. Kemer, bo tam konkretnie trafiliśmy to położony 40 km od Antalyi, jeden z najbardziej znanych i lubianych kurortów Riwiery Tureckiej. Krystalicznie czysta woda Morza Śródziemnego ma kolor turkusowy, a nad nią górują zalesione zbocza górskie sąsiadujące z majestatycznymi, nagimi grzbietami. Malownicze zatoki tworzone przez góry, miejscami schodzą niemal pionowo do morza.



Centrum miasteczka to głównie deptak ze sklepami, zielony park, delfinarium, mnóstwo sklepów i restauracji, barów, kawiarni, a nad morzem jest przystań jachtowa. Jak to w Turcji zazwyczaj bywa, trudno oprzeć się naganiającym do swych sklepików sprzedawcom. Każdy twierdzi, że nic nie musisz kupić, tylko wejdź, popatrz, a i tak z czymś wyjdziesz :) Ceny są horrendalne! Oto przykład: dzień pierwszy, mało ( a właściwie w ogóle nie opalona turystka) chciałam kupić okulary przeciwsłoneczne. Koszt – 225 Euro. Że słucham? Może się przesłyszałam? Dziękuję więc i odchodzę. Ale nie, nie tak szybko mnie Pan Turek puszcza z pustą ręką. Targowaniu na ulicy nie było końca. Ostatecznie okulary warte były 15 Euro, a nie 225. Cóż, kiedy ktoś przyjeżdża na tydzień urlopu, nie ma potrzeby by liczyć się z pieniędzmi (szczególnie gdy jest z Rosji ;)).



Oprócz deptaka ze sklepami dla turystów i bazarów sporo jest też lokalnych sklepów, jednak nie mogą one oddać atmosfery oraz wyboru, jakie oferują stragany. Sprzedaje się tam również lokalne rękodzieło: biżuterię, serwetki, koronki. Zakupy w Kemer są pełne lokalnego kolorytu, pozwalają kupić i zobaczyć rzeczy, których na próżno szukać w Europie – tego nie można im zarzucić – prawdziwa sztuka handlu! Niestety, gdzie okiem sięgnąć wszystkiego było dużo, ale gdzie wiklina? Mało jej, a właściwie w znikomych ilościach, ale u mnie zawsze - pod ręką – w dosłownym znaczeniu tego słowa. Nieodłącznym elementem tej wspaniałej podróży był oczywiście koszyk wiklinowy, który towarzyszył mi zarówno na plaży, deptaku, w mieście i na wycieczkach. Torebka z wikliny bielonej spisała się wyśmienicie. Mała, poręczna, a i tak wszystko się do niej zmieściło.



Im więcej podróżujemy, tym więcej widzimy podobieństw, a tym samym mniej może nas już zaskoczyć. Zdarza się jednak, że znajdziemy się w miejscu, które nasze dotychczasowe wyobrażenie stawia go góry nogami, oszałamiając tym samym nasze podróżnicze zmysły. Bajeczna i surrealistyczna kraina wpisana na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO - Kapadocja. Przedstawiać jej chyba nikomu nie trzeba – to wizytówka i największy skarb Turcji oraz obowiązkowy punkt każdej wycieczki. Również naszej! Fascynujący księżycowy krajobraz tworzą labirynty, podziemne miasta, falujące kształty, skalne i baśniowe grzyby, wydrążone w skałach kościoły i klasztory - to jedyne takie miejsce – naturalny cud natury z akcentem ludzkiej, ciężkiej pracy. To po prostu wisienka na podróżniczym torcie.



Do powstania Kapadocji przyczyniła się działalność wulkanów, a potem erozja wiatru i wody, która spowodowała tworzenie się przeróżnych kształtów skalnych. Przez miliony lat nieokiełznane siły przyrody wyrzeźbiły to, co obecnie możemy podziwiać jako księżycowy krajobraz tej baśniowej krainy. Mieszkańcy zaczęli wykorzystywać te miękkie skały i drążyć w nich swoje domy, a nawet podziemne miasta (najpopularniejsze to Kaymakli i Derinkuyu), które chroniły od ataków, najazdów i prześladowań. W swojej wielokondygnacyjnej strukturze mogły one pomieścić nawet kilkanaście tysięcy mieszkańców, którzy do życia codziennego używali przedmiotów wykonanych ręcznie z wikliny, tj.: kosze wiklinowe, siedziska z wikliny, wszelkiego rodzaju tace.



Podziemne miasta Kapadocji oddziałują sugestywnie na wyobraźnie równie mocno, jak jej zadziwiający i hipnotyzujący skalny krajobraz na powierzchni. Do skalnych atrakcji zalicza się także „Dolina Miłości”, gdzie roztacza się widok ogromnych skał o fallicznych kształtach, wywołująca rozbawienie na twarzach przybyszów ;). Natomiast w „Dolinie Wielbłąda” nie znajdziemy nic innego jak wyrzeźbionego przez naturę skalnego wielbłąda.



Na pewno każdy z nas ma taką listę marzeń do zrealizowania. W swoim notesiku odhaczyłam: „Kapadocja z lotu ptaka”. Ogromne wrażenie robi ilość balonów przygotowująca się do startu ( no chyba ze 100 ich było), niesamowite widoki tureckiej Anatolii i wchód słońca widziany z powietrza. To wszystko sprawiało, że można było bujać w obłokach – dosłownie i w przenośni. Nie ma chyba drugiego takiego miejsca na ziemi. Wszystko wygląda tu jak w bajce. Nie bez powodu Kapadocja stała się jedną z najpiękniejszych krain świata, a moim najpiękniejszym wspomnieniem z Turcji. A po lądowaniu jeszcze jeden ważny element – toast za udany lot kieliszkiem szampana, albo raczej bezalkoholowego soku wiśniowego. Ale jaka inna okazja nie zasługuje na kieliszek bąbelków o 7 rano, jak spełnienie marzenia? Księżycowy krajobraz Kapadocji widziany z balonu, był zdecydowanie jednym z najbardziej niesamowitych poranków mojego życia!



To już koniec tureckich opowieści na ten sezon. Wkrótce nowe punkty zostaną odhaczone na mojej liście marzeń. Baj, baj Turcjo!